Mały lew Lelek
- sartystyczne
- 4 mai 2016
- 3 min de lecture
Mały lew Lelek
Na sawannie pięć małych lwiątek grało w piłkę. Wkrótce, znudziła się im ta
zabawa, więc wymyślili drugą. Kto najwyżej kopnie piłkę. Zabawa trwała w
najlepsze do momentu, kiedy przyszła kolej na Lelka. Tak wysoko kopnął
piłkę, że wylądowała na czubku drzewa.
-No i koniec zabawy- stwierdziły lewki.
-Ale dlaczego? Pójdę po tatę i on zdejmie nam piłkę - powiedział Lelek.
Ale tata, nie dał rady zdjąć piłki.
- No synu, musisz iść do ciotki żyrafy, tylko ona może tutaj coś zaradzić – powiedział.
-No jasne, że też sam o tym nie pomyślałem - wykrzyknął Lelek i już go nie było.
-Uważaj na siebie - krzyknęła mama lwica, ale on, już jej nie słyszał, biegł co sił w łapkach.
Po kilku minutach zwolnił, zmęczył się, więc zaczął iść wolniej.
Nad błotnym stawem spotkał wujka Hipka.
- Jak tam wujku, ciepłe błotko?- spytał.
- A ciepłe, ciepłe - odpowiedział hipopotam.
- A ty mały gdzie idziesz?
- Do cioci żyrafy po pomoc. Nasza piłka utknęła na drzewie.
- Też ci się chce biegać w taki upał ?
- Ja tam lubię jak jest ciepło - odpowiedział
Lelek i poszedł dalej. Idzie, aż tu nagle, coś skubnęło go za ogon.
Odwrócił się, nic, tylko krzaki.
Phi, pewnie mi się zdawało i ruszył dalej.
Aż tu nagle, drugi raz coś ciągnie go za ogon.
-Dobra, dosyć tego! Wyłaź nicponiu kimkolwiek jesteś!
Spod krzaka wylazła mała małpka.
- To ty, Piko!? Oszalałaś! Wystraszyłem się - krzyknął Lelek
- Co to za żarty? - dodał.
- Gdzie idziesz? - spytał Piko lekceważąc pytania Lelka.
- Do cioci żyrafy, idziesz ze mną?
- No nie.... co ty? - przestraszył się Piko.
- Tam trzeba iść przez rzekę krokodyli.
- No to co - mruknął Lelek.
- Coś wymyślę.
- Jestem ciekawy co? - powątpiewał Piko.
- Jeszcze nie wiem, myślę.
- Ale ja, nie idę.
Piko wdrapał się na drzewo, aby z bezpiecznej odległości przyglądać się przeprawie kolegi.
Lelek, kilka metrów dalej, znalazł miejsce gdzie rzeka była dość wąska. Usiadł i
zaczął przyglądać się krokodylom w niej pływającym. Nagle usłyszał szelest, szur, szur.
Lelek odwrócił się w stronę skąd dochodził szmer. Z małej górki toczyło się jajko.
- A ono skąd tutaj? - pomyślał i ...złapał je.
Nagle usłyszał potężny tupot. Obejrzał się i zobaczył wielkie cielsko wyłaniające się za krzaka. Bestia zatrzymała się przed Lelkiem kłapiąc paszczą.
- Może ono jest pani? - spytał pokazując jajko, które trzymała z łapkach.
- Ojej, jest! Znalazło się - i krokodylica zalała się łzami.
Później spojrzała na Lelka i powiedziała;
- Uratowałeś moje dziecko, dziękuję.
- To tam w środku jest pani dziecko? A ja myślałem, że to pani obiad?
- No wiesz co, jak mogłeś tak pomyśleć?
Krokodylica Lilka czule przytuliła jajo.
- A ty, co tutaj robisz? - zainteresowała się.
- Idę do cioci żyrafy prosić o pomoc w zdjęciu piłki z drzewa. Zatrzymała mnie ta rzeka pełna krokodyli.
- Nie lubię ich za bardzo – przyznał.
- Bez urazy - dodał spoglądając na panią Lilkę.
Krokodylica uśmiechnęła się.
- No cóż, rozumiem, ale my także musimy coś jeść aby żyć.
- Jak każdy - dodała.
- Ponieważ uratowałeś moje jajko, przewiozę cię na drugi brzeg.
- Naprawdę? Bardzo dziękuję - ucieszył się Lelek.
- No to siadaj, tylko nie wierć się, a pazury trzymaj gdzie trzeba.
Kiedy płynęli, zaczepił ich olbrzymi krokodyl, ze dwa razy większy od pani Lilki.
- No co ty, tratwę z siebie zrobiłaś? - zapytał.
- Nie, kochany mężu, pomagam temu małemu, bo uratował nasze jajko.
A... to zupełnie inna sprawa kochanie.
Lelek odnalazł ciocię żyrafę, a ona, pomogła zdjąć jego piłkę z drzewa i tak skończyła się ta historia.
A z jajka, wykluł się piękny mały krokodylek – Bazyl.

Comments