Goblin i sroka
- sartystyczne
- 8 janv. 2016
- 1 min de lecture
Przez las, noga za nogą, wlecze się goblin polną drogą.
Nos jego długi, garbaty łowi wszystkie ciekawe zapachy. A las wprost pęka od tysięcy zapachów, unoszą się nad drzewami, nad polaną pełną kwiatów. Ale goblin tylko chustkę do nosa przytyka, kicha, kicha, kicha. I mruczy gniewnie: Cóż to za smród po lesie się snuje, chyba zwymiotuję.
Lecz nagle! Piękna woń w jego noc uderza, goblin przystaje, pożądanie oczy mu rozszerza. Gdzie! Skąd ten zapach wiatr przynosi? Goblin nerwowo mankiet surduta tarmosi. Przedziera się przez zarośla, biegnie pożądaniem gnany aż na koniec leśnej polany. A tam, nad stole drewnianym unosi się ten zapach przez niego ubóstwiany. Goblin biegnie w jego stronę, wiatr surdut mu unosi, wygląda jak ptaszysko, które ku niebu się wznosi. A na stole moneta złota, piękna i niczyja, to po nią nasz goblin po nodze stołu się wspina. Już stoi na blacie w niemym zachwycie, jest, złota, cudowna, o takiej marzył całe życie. Zrywa się, biegnie po ten talar złoty, nagle! widzi srokę co na talar nabrała ochoty. Sroka jak wiadomo świecidełka kocha, zniżyła więc lot nasza chciwa sroka. Widzi to nasz goblin, zębiskami zgrzyta, "On jest mój!" chce wrzasnąć, przewraca oczyma, bo oto słońce gaśnie, a wraz z nim tęczy wstęga, goblin jęczy i znika. Cóż za męka. Bo oto sroka, przez nikogo nie zatrzymana, złapała złoty talar i odleciała.
Comments