Kulasty
- sartystyczne
- 5 juin 2015
- 6 min de lecture
Wylądował bez przeszkód. Jego kula opalizująca błękitem opadła lekko na ziemię.
Otworzył właz i wyjrzał ostrożnie. Jego oczom ukazał się cudowny widok. Zieleń, wszędzie zieleń i lazurowe niebo ponad tym morzem zieloności.
Raj – wyszeptał. Znalazłem raj dla was i czule pogładził woreczek zawieszony na szyi.
Wyszedł ze statku. Jego malutkie stopy dotknęły ziemi.
Nareszcie – pomyślał.
Schylił się i wziął do ręki grudkę ziemi. Posmakował.
Dobra. Wspaniała. Będzie wam tu dobrze – powiedział, ponownie głaszcząc woreczek zawieszony na szyi.
Tutaj jest tak pięknie. I ciepło - pomyślał. Zupełnie jak na mojej kochanej Rubilii.
Rozejrzał się. Zobaczył nie opodal mały zagajniczek.
O, tam was posadzę. W zagajniku. Rośnie tam niewiele drzewek więc znajdzie się dla was miejsce a na dodatek nie będzie wam smutno. Będziecie mieć towarzystwo innych drzew. Nie zabraknie wam również promieni słonecznych.
A jak już dojrzejecie i wydacie owoce a później nasionka to zbiorę je i zawiozę na Rubilę. Znowu się zazieleni cudowną zielenią smoczych drzew. A ja znów będę mógł napić się soku z waszych smacznych liści – rozmarzyła się Kulasty.
Po chwili wyjął ze skrzyneczki łopatę, wiaderko i poszedł w kierunku zagajnika.
Po niespełna godzinie wielce zadowolony wrócił na statek. Umył ręce, otrzepał fioletowe futerko, którym było pokryte jego ciało i zamruczał do siebie;
No, gotowe. Teraz trzeba czekać.
Kulasty włączył osłony ochronne, które otoczyły statek, tworząc go niewidzialnym dla oka. Przygotował sobie napój energetyczny z liści smoczych drzew. Soczyście zielony. Rozsiadł się w fotelu i powiedział sam do siebie;
Nie ma większej przyjemności niż po pracy zasiąść z kubkiem świeżego soku z liści smoczych drzew. Pycha. I wypił trzy duże łyki.
Minęło kilka dni. Każdego ranka Kulasty biegł do zagajnika z konewką pełną wody przywiezionej z Rubilii, Podlewał małe sadzonki, patrzył na nie z miłością i cieszył się, bo szybko rosły. Po tygodniu osiągnęły 50 cm, a po dwóch tygodniach metr pięćdziesiąt. Kulasty przeraził się.
Ojejej, niedobrze. Moje drzewka rosną jak szalone. Są już najwyższe w zagajniku. Ojejej, za wysokie, za wysokie – biadolił.
Przecież na Rubilii dorastały tylko do 70 cm i to tylko czasami, wyjątkowo dorodne drzewa. A tutaj, w ciągu dwóch tygodni sto centymetrów. To straszne. Ale cóż, muszę czekać na nasionka, inaczej, wszystko stracone. Wszystko.
Kulasty wrócił na statek bardzo zmartwiony.
W nocy nadeszła burza. Istna nawałnica z deszczem i gwałtownym wichrem.
Lało całą noc a kiedy rankiem Kulasty wyszedł ze statku jego oczom ukazał się straszny widok.
Zagajnik zniknął. Ani kępki trawki, ani jednego drzewka tylko naga czarna ziemia.
Ojej, to ta ziemska burza. Zniszczyła wszystko. Moje drzewka. Moje kochane smocze drzewka – rozpaczał Kulasty.
Nagle! Gdzieś w oddali usłyszał potężne chrupanie. Pobiegł w kierunku statku. Zapakował swoje fioletowe ciałko do sondy zwiadowczej i wystartował.
Leciał cichutko, w pełnym kamuflażu. To co zobaczył na dole zjeżyło włoski na jego fioletowym futerku. Ukochane przez niego smocze drzewa pożerały ziemską roślinność.
To niemożliwe - jęknął Kulasty. Przecież na Rubilii moje drzewka są normalne. Mają 70 cm wysokości i nie pożerają innych drzew.
Co ja narobiłem, co ja narobiłem – rozpaczał.
Jeśli tak dalej pójdzie, zjedzą cała roślinność na tej planecie w ciągu miesiąca. To na pewno przez ten ziemski deszcz. To on spowodował w nich tą przemianę. I cóż ja mam teraz robić? Co robić?
A tymczasem smocze drzewa wyrywały z korzeniami inne i pożerały je z zawrotną szybkością.
Kulasty wrócił do sądy a nią na statek. Przygotował pojemniki z polem przyciągającym. Popatrzył na nie. Krótkie, może metrowe szklane rurki. Jak ma w nich zmieścić te giganty?
I co teraz? Już wiem. Muszę zwabić moje drzewka w takie miejsce gdzie odseparuję je od deszczu i od jedzenia.
Mam nadzieję, że znajdę takie miejsce, bo jeżeli nie....to ta planeta nazywana Ziemią, zniknie.
To wszystko moja wina, moja - szlochał.
Ale skąd mogłem wiedzieć, że ziemski deszcz zmieni moje kochane, przyjazne każdemu smocze drzewa w takie głodne bestie. No ale nie ma co biadolić - skarcił sam siebie.
Trzeba działać. Bo będzie za późno. Drzewa wkrótce zaczną dojrzewać, zrzucać nasiona a wówczas nic nie uratuje Ziemi.
Kulasty włączył silniki i wystartował.
Nie miał problemu z wytropieniem smoczych drzew. Ogołocona ziemia stanowiła doskonały drogowskaz.
Wkrótce je zobaczył. Nadal pożerały ziemską roślinność.
Są nienasycone - mruknął z przerażeniem w głosie.
Poleciał dalej, ku górom, które majaczyły w oddali.
Szybko odnalazł jar . Właściwie kiedy leciał widział go, ale wówczas był tylko cieniutką nitką przecinającą skały. A teraz, kiedy wylądował i stał na skale, jar, bo właśnie o nim mowa, leżał głęboko w dole otoczony pionowymi skałami.
Doskonałe miejsce. Tu je przyprowadzę.
Kulasty spojrzał z niepokojem na niebo.
No, tylko nie to - mruknął sam do siebie widząc zbierające się na horyzoncie czarne chmury.
Oby tylko nie padało, oby tylko nie padało - powtarzał jak mandrę.
Wrócił na statek. Wystartował.
Smocze drzewa nawet nie zwróciły uwagi, kiedy zawisł nad nimi. Włączył pole siłowe. Drzewa zamarły. Przestały jeść,
spojrzały w górę a później powoli jakby z ociąganiem poddały się przyciąganiu pola.
I tak prowadził swoje drzewka ku jarowi.
Chodźcie, chodźcie - szeptał do nich z czułością.
Na skraju jaru zatrzymał statek na kilka chwil. Drzewa także się zatrzymały. Poczekał aż wszystkie znajdą się na skraju przepaści i ruszył z wielką szybkością. Drzewa pognały za nim. Runęły w dół. W przepaść.
Już po wszystkim - pomyślał Kulasty. Oby tylko nie padało.
Popatrzył w górę. Po czarnych chmurach zasłaniających prawie cały horyzont nie pozostał nawet ślad.
No, teraz to znacznie lepiej- powiedział sam do siebie.
Wylądował na skraju jaru. Popatrzył w dół. Smocze drzewa leżały na dnie i szczękały zębami rozgniewane i głodne.
Przykro mi - wyszeptał Kulasty.
Będę nad wami czuwał całą noc !– krzyknął w głąb jaru.
I rzeczywiście całą noc nie zmrużył oka. Czuwał. Jedną noc i drugą. Drzewa na dnie jaru były coraz bardziej głodne i spragnione. Wprawdzie Kulasty nosił im od czasu do czasu wodę w konewce,tą z Rubilii, ale było jej tak mało, że nie zaspakajała pragnienia.
Jeszcze tylko kilka dni i będzie po wszystkim – szeptał Kulasty w kierunku drzew. Wasze woreczki z nasionami są coraz bardziej pękate.
Kilka dni bez deszczu i problem żarłocznych smoczych drzew sam się rozwiąże. Smocze drzewa bowiem po wydaniu nasionek obumierają.
Tak było na Rubilii i tak z pewnością będzie tutaj - rozmyślał Kulasty.
Szkoda, że musiałem opuścić moją planetę ale co było robić skoro smocze drzewa przestały na niej rosnąć a ich nasionka porażone tajemniczą chorobą nie kiełkowały. Udało mi się, wspominał Kulasty, pozyskać ostatnie trzy nasionka i szczęśliwie dotarłem tutaj, na Ziemię. Jest więc szansa – Kulasty odłożył szmaragdowy kolec, którym pisał w dzienniku pokładowy.
Teraz zajrzę do moich drzewek – powiedział sam do siebie.
Wlazł do sondy i wystartował. Wylądował miękko na dnie jaru. Wysiadł. Stanął i zaczął przypatrywać się swoim drzewkom.
Ich długie pnie i rozłożyste korony - paszcze kładły upiorne cienie na skalnych blokach.
Przepraszam, że tak źle się wami opiekuję, że was tu zrzuciłem ale to naprawdę dla waszego dobra – zamruczał Kulasty i dla dobra Ziemi, dzięki której jest szansa, że nie zginiecie bezpowrotnie.
Drzewa kłapnęły paszczami.
Nie ma co się złościć. Spać! Spać!
Rankiem Kulasty ponownie zleciał do jaru.
I jak wam się spało? O, widzę, że wasze woreczki z nasionami mają pęknięcia. To znaczy, że dziś a najpóźniej jutro otworzą się.
Po południu zaczęło się chmurzyć.
Kulasty spacerował nerwowo wokół drzew. Na szczęście dzień minął zupełnie spokojnie. Deszcz nie padał.
Kiedy pierwsze gwiazdy rozbłysły na niebie woreczki z nasionami pękły. Kulasty zabrał się do ich zbierania z wielką dokładnością.
Oby żadne nie zostało – mruczał sam do siebie.
Pracował w pocie czoła pół nocy. Kiedy ostatni woreczek pękł Kulasty bardzo ostrożnie wybrał z niego nasionka i włożył do specjalnego pojemnika siewnego. Popatrzył smutno na smocze drzewa i pożegnał się z nimi.
Żegnajcie moje kochane. Bardzo mi przykro ale będę musiał was zniszczyć. Nie mogę pozwolić aby jakiekolwiek nasionko zakiełkowało na Ziemi. Ona was uratowała i nie wolno dopuścić do jej zagłady.
Kulasty jeszcze raz popatrzył ze smutkiem na smocze drzewa i wrócił na statek. Umieścił pojemniki z nasionkami w specjalnej komorze a sam zasiadł za pulpitem sterowniczym.
Dziękuję Ziemio – powiedział i wystartował.
Kiedy był w bezpiecznej odległości przygotował ładunki zapalające.
To tak na wszelki wypadek, gdyby tutejszy deszcz miał przynieść nowe niespodzianki – pomyślał i nacisnął przycisk.
W stronę jaru pomknęły dwa świetliste punkty. Opadły na samo dno i wystrzeliły jasnym płomieniem w górę. Kulasty usłyszał echo potężnej eksplozji.
Żegnajcie moje kochane smocze drzewa. Dziękuję za nasionka.
Statek kosmiczny śmignął ku górze a Kulasty zobaczył na szybach pierwsze krople deszczu.
Udało się. W ostatniej chwili – wyszeptał.
Ułożył się wygodnie w kapsule snu.
Zasłużyłem na odpoczynek – pomyślał i …...zasnął.
Statek kierowany automatycznym pilotem obrał kurs na Rubilę.

Comments