Czarownica, Solaris i księżycowy książę
- sartystyczne
- 10 févr. 2015
- 7 min de lecture

CZAROWNICA, SOLARIS I KSIĘŻYCOWY KSIĄŻĘ
Dawno, dawno temu, a może wczoraj, w złocistej krainie Słońca, nastał wielki smutek.
Przyczyną owego smutku, było zniknięcie małej córeczki króla Słońce, prześlicznej Solaris.
To małe dziecko, porwała i uwięziła, piękna i groźna czarownica o imieniu Wenusja. Mieszkała ona w czarnym zamku, na czarnej górze. Smutek po uprowadzeniu Solaris był tym większy, że powszechnie było wiadomo, kto dostał się w łapy ,,czarnej,, rzadko powracał do domu. Wiedzieli o tym królewscy poddani, wiedział król Słońce. Królewskie oblicze, pogrążone w rozpaczy, z każdym dniem ciemniało coraz bardziej, aż krainę Słońca ogarnął mrok.
Jak tak dalej pójdzie, to ciemność pozbawi naszą krainę życia. Bez jasnego oblicza naszego króla, zginiemy marnie – martwili się poddani króla Słońce.
Czeka nas zagłada! – krzyczeli. Co robić? Co robić? Gdzie szukać ratunku? - zastanawiali się.
W tym samym czasie, w srebrnym królestwie księżycowym, zauważono brak złotego oblicza
króla Słońce.
Cóż się stało? Czyżby król zachorował? - zastanawiała się królowa Księżyc.
Trzeba to koniecznie sprawdzić i dowiedzieć się, z jakiego powodu, ciemność na stałe ogarnia Ziemię. Jak tak dalej pójdzie, jedynym źródłem światła, będzie moje srebrne oblicze. Tak być nie może.
Królowa, otworzyła okno, i rozkazała gwiazdom sprawdzić, kto jest sprawcą owego mroku za dnia.
Po pewnym czasie, gwiazdy powróciły z wiadomościami. Ale nie były one dobre.
Kiedy królowa Księżyc dowiedziała się o porwaniu małej Solaris, dwie srebrne łzy spłynęły po jej obliczu.
Taka tragedia – mówiła. Solaris porwana. Teraz rozumiem dlaczego Słońce tak rozpacza. Dlaczego traci blask. Gdyby ktoś porwał mojego synka, umarłabym z rozpaczy. Trzeba pomóc królowi Słońce moje kochane gwiazdeczki. Wezwijcie proszę mojego syna.
Kiedy księżycowy syn zjawił się w komnacie, królowa matka zwróciła się do niego tymi słowami-
Drogi synu, mała Solaris została porwana przez czarną czarownicę. Musisz ją uwolnić, inaczej nasz świat przestanie istnieć.
Rozumiem matko powagę sytuacji, i zrobię wszystko, aby utrzymać równowagę naszych światów.
Wiedziałam, że zrozumiesz. Ruszaj. Czas nagli. Król Słońce pogrąża się w czarnej rozpaczy.
Lunon, bo tak miał na imię syn królowej Księżyc, wyruszył do krainy czarownicy Wenusji.
Tymczasem czarownica, bawiła się doskonale widząc rozpacz króla Słońce i łzy w oczach
malutkiej Solaris. Ich smutek potęgował jej moc.
Tak – syczała – tak, czuję jak moc rośnie we mnie. Ach mocy, jak cudownie cię mieć.
Zaczęła kręcić się w kółko, a jej czarne, długie włosy niczym kir otaczały jej postać. Lśniły zieloną poświatą, tym silniejszą, im łzy Solaris płynęły obficiej.
Płacz, płacz maleńka. Twój ojciec tak bardzo cierpi z powodu waszej rozłąki. Płacz, płacz, wasza kraina mrokiem się otula, i już wkrótce będziecie na zawsze należeć do mnie, i do mojej ukochanej ciemności.
Solaris próbowała powstrzymać łzy, ale gadanie czarownicy zupełnie wytrąciło ją z równowagi.
A czarownica? Czarownica z radości zaczęła kręcić piruety wrzeszcząc -
Ja tańczę. Popatrz! Tańczę.
Kiedy znudził jej się taniec, usiadła przy kominku, w którym płonął czarno – zielony ogień. W pewnej chwili, czarownica jednym susem doskoczyła do Solaris, i za pomocą czarów, odesłała ją
do komnaty na samym czubku czarnej wieży. Potem, wyjęła kilka nadpalonych kamieni z kominka i ułożyła je na wcześniej wysypanym popiele. Wzięła różdżkę do ręki i wypowiedziała zaklęcie;
Wieków czarne tajemnice skryte między atomami,
odkryjcie przyszłość, która jest przed nami.
Ledwie przebrzmiały słowa zaklęcia, a już z kamieni, zaczął obsypywać się czarny pył, który po chwili stworzył trójwymiarowy obraz srebrnego jeźdźca na srebrnym koniu. Nie było przy nim, ani straży, ani drużyny, chociaż z jego postawy i ubioru wnioskować by można, iż pochodzi z książęcego rodu.
Dziwne – zamruczała jędza, ale już po chwili, jej oczy zapłonęły gniewem.
Poznała młodzieńca. Był to syn królowej Księżyc.
Jak ona śmiała – syczała, jak śmiała wtrącić się w nie swoje sprawy. Przecież też kocha mrok. To niesłychane. Wysłała syna. Do mnie. Zniszczę go. Zaczaję się w najdalszej komnacie, a kiedy przyjdzie...
Niestety, wiedziała dobrze, że nie ma takiej mocy, że nie może nic, zupełnie nic zrobić księżycowemu młodzieńcowi. Był chroniony przez ciemność. A ona, jej służyła.
I co teraz? Co robić? Zaraz przekroczy granice czarnego lasu i już wkrótce stanie u wrót – myślała czarownica. Zdruzgotana zazgrzytała zębami i nagle....wpadł jej do głowy doskonały pomysł -
Mam, mam – mruczała radośnie. Stanęła przy kominku, wzięła do ręki różdżkę z czarnego kryształu i wymamrotała nowe zaklęcie -
W ptaszka złotego zmień się dziecino,
niechaj me czary wnet cię owiną,
i twoje pióra posypią złotem,
kto z nich choć pyłek strąci,
nie wróci z powrotem.
No, i sprawa załatwiona. Teraz możesz przybywać królewski synu – wyszeptała, a jej złowieszczy szept podchwyciły mroczki z czarnego lasu, i poniosły daleko w knieje.
Czekamy na ciebie księżycowy rycerzu, czekamy, śpiesz się, śpiesz, śpiesz.
Usłyszał ten szept srebrny rycerz, usłyszał jego koń, i nerwowo zastrzygł uszami.
Nie bój się koniku – poklepał go książę. - Nie bój się, damy radę.Wszak jesteśmy również poddanymi ciemności.
Przed zamkiem czarownicy, książę zeskoczył z konia, podszedł do masywnej, bramy i załomotał w nią metalową rękawicą. Brama rozwarła się, wpuszczając śmiałka na mroczny dziedziniec, wyłożony wielkimi, czarno - zielonymi płytami, które przy każdym kroku rycerza, wydawały przeraźliwe wrzaski. Książę nie zważał na nic, szedł ku czarnym drzwiom na końcu dziedzińca. W pewnej chwili, drzwi otworzyły się z głośnym jękiem i zobaczył czarownicę idącą w jego kierunku. Kiedy zbliżyli się do siebie na odległość wyciągniętego ramienia, księżycowy syn stanął, skłonił się i rzekł -
Witaj prześliczna Wenusjo, pani ciemności, przybyłem, jak zapewne domyślasz się, po Solaris. Bądź tak dobra i zwróć jej wolność, aby mogła powrócić do ojca.
Witaj Lunonie, synu królowej Księżyc, nie zamierzam oddać Solaris. Fatygowałeś się na próżno. Ona jest moim gościem.
Gościem? - mruknął Lunon. Porwałaś ją, i tyle.
Porwałaś, nie porwałaś – zaskrzeczała wiedźma, głupie gadanie. Mówię ci, że jest gościem, to jest.
To znaczy, że możemy odjechać razem, kiedy tylko Solaris zechce?
Oczywiście – zaśmiała się złośliwie – w każdej chwili, o ile potrafisz ją pochwycić.
Co jej zrobiłaś? - krzyknął Lunon.
Ja? Nic takiego – czarownica uśmiechnęła się chytrze. Solaris jest w mocy zaklęcia złotego ptaka.
Złotego ptaka? - wyszeptał przerażony.
Tak. I przypominam ci, gdybyś zapomniał, że Solaris odzyska wolność, jeśli złapiesz ją, a z jej skrzydeł nie spadnie ani jeden złoty płatek na ziemię. Jeśli spadnie, Solaris zostanie tu na wieki i .....
I ja także – dokończył Lunon.
O, widzę, że bardzo dobrze pamiętasz czar złotego ptaka, zatem doskonale, próbujesz więc?
Spróbuję – odrzekł.
Cudownie. Już się cieszę na wasz wieczny pobyt u mnie – rzekła czarownica a jej oczy rozbłysły zielonym płomieniem.
Lunon usiadł przy kominku, zaczął przyglądać się Solaris, która jako złoty ptak fruwała beztrosko.
Złoty pył sypał się na podłogę za każdym machnięciem jej złotych skrzydełek. Zauważył również, że kiedy przysiada na ziemi, złoty pył zamiera w powietrzu i nie opada. Pomyślał, że musi w jakiś sposób zwabić płochego ptaszka i postarać się aby nie odleciał.
Wstał, rozłożył na podłodze swój srebrny płaszcz, wyjął z sakwy kawałek ciasta, pokruszył go i okruszki sypnął na płaszcz. Znowu usiadł i ....czekał.
Czarownica z zainteresowaniem przyglądała się jego pracy.
Naprawdę myślisz, że ci się uda? - szydziła.
Zobaczymy – odpowiedział i spokojnie obserwował ptaka.
Minęło sporo czasu, a Solaris, jako złoty ptak, latała po komnacie. Wreszcie zmęczona przysiadła na srebrnym płaszczu. Zauważyła okruszki więc przesunęła się w ich kierunku, przekrzywiła łepek i spoglądała to na okruszki, to na Lunona, to na czarownicę. Uspokojona, skubnęła jeden okruszek, później drugi, aż w końcu zjadła wszystkie. Lunon i czarownica przyglądali się jak je. Kiedy skończyła, schowała główkę pod skrzydełko i zamknęła małe, czarne oczki. Lunon, jednym ruchem narzucił na ptaszka srebrną chustę, którą dała mu mama. Przerażony ptak zaczął się szamotać, jednak chusta była duża, a on malutki, więc nie mógł się uwolnić. Po chwili zamarł w bezruchu. Lunon, owinął ptaszka, delikatnie w chustę, i bardzo ostrożnie zaczął podnosić z ziemi, aby ani jeden złoty płatek nie wypadł z chusty na podłogę.
Na ten widok czarownica zamarła w niemym oczekiwaniu. Czyżby jednak Lunonowi miało się udać?
Po chwili odetchnęła z ulgą, widząc jak ze srebrnej chusty odrywa się złoty płatek. Wiruje przez chwilę w powietrzu, a później zaczyna powoli opadać na dół. Lunon też go zauważył i zamarł.
To koniec. On, i Solaris zostaną tu na wieki. Pomyślał o matce, o ojcu Solaris, i wielka łza potoczyła się po jego policzku.
Nagle, nie wiadomo skąd pojawiła się czarna mgła. Wypełniła całą komnatę pochłaniając również złoty płatek. Na ułamek sekundy, mgła rozbłysła potężną światłością. Lunon zauważył wówczas wielkie, czarne oczy wpatrujące się w niego i czarne usta układające się do szeptu.
Światło zgasło, nastała ciemność, z powodu mgły, gęsta i lepka.
Lunon, przycisnął do siebie zawiniątko ze złotym ptakiem i rzucił się w tą ciemność, mając nadzieję odnalezienia drzwi prowadzących na dziedziniec. Udało mu się do nich dotrzeć, pchnął je bardzo mocno i wybiegł przyciskając do piersi ptaszka zawiniętego w chustę.. Biegł szybko nie zważając na upiorne wrzaski czarno – zielonych płyt, którymi wyłożono dziedziniec. Bez przeszkód dotarł do bramy. Wybiegł na zewnątrz, dosiadł srebrnego rumaka, który przez cały ten czas czekał na niego cierpliwie u wrót, i pognał przez czarny las w kierunku królestwa Słońca.
Co chwilę, oglądał się za siebie, czy aby czarownica nie rzuciła się za nimi w pogoń, ale czarny las za nimi był pusty i niemy. Nie było pogoni.
Nie mogło być, ponieważ kiedy oni uciekali, czarownica nadal była w komnacie, wstrzymywana czarodziejską mocą czarnej mgły. W pewnej chwili, wyłoniła się z niej postać. Rosła, wypełniała się pochłaniając mgłę.
Pani....- wyszeptała czarownica poznając osobę z mgły.
Milcz Wenusjo! Zawiodłam się na tobie. Znowu chciwość opanowała twoje serce.Mało ci dałam królestw, mało! Jeszcze zapragnęłaś królestwa Słońca? Dałam ci ziemie od gór do morza ale nie, ty chciałaś więcej, więcej, chciałaś zburzyć równowagę miedzy światłem a ciemnością. Ale nią, żądzę ja! Ja, która kocham równowagę, nie pozwolę ci jej zniszczyć. Jestem Królową Mroku, ale szanuję światło, złote Słońce i srebrną Księżyc. Pamiętasz, obiecałaś nigdy więcej nie burzyć równowagi, a jednak, porwałaś Solaris.
Wybacz pani, wybacz – skomlała czarownica.
Za późno moja droga. Wybaczyłam ci, dawno temu, i to był ten jeden, jedyny raz, a teraz, musisz ponieść karę za zło, które uczyniałś przeciw równowadze, i za to, że ośmieliłaś się rzucić czar złotego ptaka na Solaris. Niech więc ten czar będzie twoją karą.
Błagam – szeptała czarownica – tylko nie to – tylko nie ten czar.
Ale było już za późno. Zamieniała się w złotego ptaka, z którego piór, sypały się płatki złota i opadały na ziemię. Czarownica została uwięziona na zawsze w czarnym królestwie.
To kara za chciwość – powiedziała Królowa Mroku i zamieniając się ponowie w czarną mgłę odpłynęła w kierunku lasu.
A tymczasem Lunon i Solaris, która odzyskała ludzką postać, wjeżdżali na dziedziniec złotego pałacu.
Solaris, przy pomocy Lunona zwinnie zeskoczyła z konia i pobiegła w kierunku ojca, króla Słońce. Na widok córki, całej i zdrowej królewskie oblicze zajaśniało złotym blaskiem. Życiodajna jasność powróciła na Ziemię. Równowaga została zachowana.
Comments